Uwaga!



Powyższa strona może zawierać treści erotyczne, wulgarne lub obraźliwe, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.

Czy jesteś osobą pełnoletnią i chcesz świadomie i dobrowolnie zapoznać się z treścią powyższej strony?




    Nie     - wybór tej opcji spowoduje opuszczenie strony.

Tak, ale chcę otrzymywać ostrzeżenia - wybór tej opcji spowoduje przejście do strony i kolejne ostrzeżenia w wypadku podobnych stron.

Tak, ale nie chcę otrzymywać ostrzeżeń - wybór tej opcji spowoduje zapamiętanie Twojej zgody dla innych stron i nie będziesz otrzymywać tego ostrzeżenia.

Najnowsze wpisy, strona 6


mar 16 2004 opluty
Komentarze: 10

Myśl – jaki klawisz nacisnąć najpierw. Może „M” jak „Męczy”, i co dalej może drugie „M” jak mnie. Nie! <-- Backspace i co teraz. Znów pustka. Wszystko wydaje się takie banalne, w ramach bezsilności ogólnej.

Twierdzenie – nie mogę nic zrobić, nic. Nawet nie mogę opisać tego co czuje ja, co czuje ona. Słowa są zbyt proste, zbyt łatwo je wymawiać. Poczucie strachu.

Śmierć – w jakim wieku człowiek powinien umierać? Czy można otrzeć się o śmierć w wieku 21, może 22 lat. Wolał bym umrzeć od razu, nie chce mieć wyroku, wyroku zwanego życiem.

Nadzieja – ogromna, szanse ogromne, ale siła refleksji jest ogromnie ogromniejsza.

Człowiek – jest jak zapałka.

Dusza – jest jak płomień zapałki.

Krzyk – chce.

Ból – chce.

Opluty – jestem opluty, oopluty, a kiedyś przypłynie statek o trzech masztach, sześciu armatach, i powie który to Marcin. A ja stanę i powiem tego zniszczyć, tego zlikwidować, tego, tego i tamtą. Opluty.

Miłość – dlaczego boli?

Piękno – dlaczego może zniknąć?

Składam żagiel – zabieram Martę i uciekam w świat na kilka dni, tygodni, miesięcy, muszę być teraz z nią bo ja potrzebuje jej teraz bardziej niż ona mnie.

Kocham – tak.

 

Rak

 

belmondek : :
mar 11 2004 wierność
Komentarze: 7

Postanowiłem dać znak swojego życia na blogu. Więc daje <znak.gif>. Pyzatym jestem po urlopie, ni mam już worów pod oczami, nie mam zmęczonego wzroku, uśmiech jak zawsze i jak zawsze szalone niczym nieskoordynowane myśli. Nio i mam dziewczynę. Fantastyczna osoba, bardzo taka, jakiej teraz potrzebuje, dosłownie mój ideał na ten moment i do tego ładna. Heh.

Życie jest nie sprawiedliwe, łajdak zawsze będzie miał szczęście i w kartach i w miłości, a taki, co mu zależy i się przejmuje, zupełnie nieznany nikomu umiera w samotności. Czas poprzeklinać: kurwa.

No i właśnie gdzieś tu chyba leży problem. Ja nie potrafię z nią żyć. Im bardziej ona staje się przy mnie szczęśliwa i im większym staje się dla mnie ideałem, tym bardziej męczę się przy jej boku. Czy, ja jestem pojebany. Założę się o wszystko co mam, że 90% facetów na tej ziemi skakała by z radości gdyby choćby się do nich odezwała, rzuciła spojrzenie, powiedziała pragnę Cię tu i teraz, ale nie ja.

Już jakiś czas zastanawiam się dlaczego tak jest, skąd się to wzięło i powiem szczerze, że tylko jedno mi przychodzi do głowy, to jest strach. Zwyczajnie się boję, że to koniec lekkoduchostwa, braku odpowiedzialności za czyny, no i koniec z dziewczynami innymi niż ona. To ostatnie jest chyba w tym wszystkim najgorsze. Nie dlatego, że nie mogę się z tym rozstać. Wręcz przeciwnie strasznie bym chciał się pozbyć tego i być jej wiernym. Tyle, że ja już mam po prostu taki charakter, jakiś pierdolony instynkt czy coś tam innego jakkolwiek to nazwać co powoduje, że mimo, że chce to nie potrafię odmówić, nie spojrzeć w stronę innej, nie postawić jej drinka, nie sprawdzić jaki ma humor, nie zobaczyć jak tańczy, nie sprawdzić gdzie mieszka, nie dotknąć jej piersi, ust, nosa, nie kopulować z nią przez całą noc, jedną, drugą, czwartą, nie potrafię. Ale chce, bardzo chce, i na razie się trzymam, ale jak długo, bo główka chodzi dookoła. Dam radę.

Wiem, że na to jest taki jeden sposób miłość, ale nie zakocham się przecież w niej na siłę. Co nie??????

Sorki, za to że ta notka jest taka bez składu i ładu ale ja jestem właśnie teraz bez składu i ładu.

belmondek : :
lut 13 2004 trafila kosa na kamien
Komentarze: 4

            I trafiła kosa na kamień, a potem wpadła śliwka w kompot. Stary wyga stracił nosa i sam nie wie, dlaczego jest z tego taki zadowolony. To dziwne, że nawet weterani frontu damsko – męskiego popełniają błędy, które mogą ich kosztować życie. Z drugiej jednak strony nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. No dobra jaśniej. Dawno, dawno temu wychodząc z toalety jednego z tych zadymionych wrocławskich klubów wpadłem na śliczniutką blondynkę, oblała mnie całego piwkiem uśmiechnęła się i poszła. A wczoraj okazało się, że to nie ja na nią, tylko ona zarzuciła na mnie sidła. Teraz siedzę w skórzanym foteliku i oczy mi się mrużą jak o niej myślę, a to znak, że coś w tym jest. Sam nie wiem, dlaczego, ale strasznie pociągają mnie kobiety niebanalne i niegroteskowe. Kobiety z charakterem, przekorne i niepokorne. Kobiety odważne, ale subtelne i zmysłowe w swojej odwadze. Boje się tylko, że nie nauczę się pływać w tej wodzie, albo, że co gorsza nikt mnie do niej nie wpuści. Na razie idziemy do teatru na „Monolog Waginy”, celowo wybrałem ten spektakl, kto czytał ten wie, dlaczego, a za tydzień jedziemy w góry, poszaleć na desce.

            Ojej brakuje mi czegoś takiego, brakuje mi osoby, która pomogłaby mi stworzyć związek ambitny, związek nastawiony na działanie i odnajdywanie nowych szlaków. Jestem dziś przez to wszystko strasznie szczęśliwy, bo znów czuje się jak lew droczący się z lwicą. W tym wszystkim chodzi o to, żeby lwica nie dowiedziała się, że lew wie, czego ona chce. I chodzi jeszcze o to, żeby lew był na tyle przebiegły i nieobliczalny, żeby lwica straciła orientacje i zgłupiała. A kiedy lwica nie wytrzyma i pęknie, bo będzie chciała dostać to, co dostać chce, to dostanie. I to lew poczuje się zwycięzcom, a lwica zrozumie, że z lwem nie da się grać tak by nie przegrać nawet wygrywając. Tak właśnie lwy zdobywają uległość lwic.

            Chce się w niej zadurzyć i kochać jak skoki na bangi, jak nocną jazdę konno po lesie, jak wyścigi samochodowe, jak ekstremalnie szybkie zjazdy na snowboard`zie, jak sex w niedziele o dwunastej w południe w parku, jak karmienie łabędzi, jak zimne prysznice o 5:45 rano, jak Ciebie.

            I jeszcze jedno mam już dosyć kobiet, które się ode mnie uzależniają. Długo nie mogłem tego przyznać, ale to mnie nie bawi, a tam nie bawi to mnie osłabia, a i im to na zdrowie nie wychodzi przecież nie dostają nawet kawałka tego, co mogę dać. Wole, kiedy jest równowaga, kiedy ja jej imponuje tak jak ona imponuje mi.

            Mam tylko nadzieje, że dalej marzenia mi się spełniają.

 

belmondek : :
lut 12 2004 przyjaciele:(
Komentarze: 1

Ludzie mówią prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. I stało się przejechałem się znów na człowieku, którego za takowego uważałem. Nie wiem czy straciłem dar otaczania się ludźmi, którzy są szczerzy, czy ściągacze czapek są tak przebiegli, że tych prawdziwych nie sposób wyróżnić z tłumu. Cholera, jaka straszna jest świadomość, że ludzie są z tobą tylko, dlatego, że możesz im coś zaoferować. Jestem dziś strasznie smutny, jest mi niesamowicie przykro. Zaraz się poryczę, zresztą tak naprawdę już się poryczałem. Szkoda tylko, że to nic nie daje, ale przecież problemy mijają tak jak łzy. Nie ufam już nikomu i przestaje grać fair. Co z tego, że wszyscy uważają, że on jest ok., że nie wali głupa, że nie można się na nim przejechać, że choć chore to jednak ma jakieś zasady w życiu, to wszystko to nic. Daje sobie z tym spokój. Odpadam. Wyalienowuje się od dzisiaj totalnie. Sram na nich wszystkich tak jak oni srają na mnie. I teraz siądę w fotelu będę czytał książkę Pietruchy i czekał, po prostu czekał, aż rola się odwróci. A wtedy powiem tego zniszczyć, tego zlikwidować, zabić wszystkich i jeszcze tego, tego, tą i tamtą. Mam już tego dość. Po co mi to wszystko, fortele, szpan, frywale, a potem strach, że runie to wszystko i wtedy znowu zostanę sam. Niektórzy mówią, że mnie kochają lecz tak naprawdę kochają szmal. Uchodzi ze mnie złość.

I jeszcze coś wracam do teatru. Mam pomysł na duży monodram. To będzie o, no właśnie to będzie o człowieku szczęśliwym, który staje się nieszczęśliwy przez nieszczęścia innych ludzi.

Jeszcze jedno zmieniam numer komórki i nie daje go nikomu, mam dosyć telefonów typu:

- słucham??

- cześć co tam u Ciebie??

- nie no nic spoko, a u Ciebie??

- no właśnie w sumie to mam sprawę…

- tak no co Ty? :/

-sratatatatatattata, jak mi ciężko jak mi źle, sratatatatatatata, no i wiesz tylko Ty możesz mi pomóć, bo sratatatatata.

- ok. nie ma sprawy.

- dzięki, jesteś sratatatata.

- na razie.

- na razie.

Aż rzygać (nie wiedziałem, że rzygać pisze się przez „rz”) się chce.

I jeszcze coś, postaram się czegoś nie spieprzyć. Otóż wyjeżdżam w góry na dwa tygodnie, z dziewczyną, którą poznałem kilka dni temu. Chodzi o to żeby się dobrze bawiła, chodzi o to żeby poczuła, że nie chodzi mi o nic po za jej obecnością. Nie dlatego żeby coś osiągnąć, ale tylko dlatego, że tak jest naprawdę, zależy mi na niej bardziej niż na kimkolwiek. Nie wiem tylko czy dlatego, że jestem teraz w dziwnym stanie, czy tak po prostu jest i już, ale się dowiem.

Idę gdzieś coś zjeść. Mam ochotę na pierogi ruski, naleśniki z serem i bananami, krewetki w sezamie, a na deser lody brzoskwiniowe z bitą śmietaną, galaretką i owocami, wszystko zaleje Kolą, wódką ze sprajtem, i bolsem blue, z wódką, lodem i sokiem z cytryny. Potem głośno beknę w restauracji, zapale Luckiego, zapłacę i wyjdę. Wsiądę w samochód i będę jechał przed siebie słuchając „Akurat” przez dwie godziny, potem zawrócę, pojadę ta samą drogą i przejadę ją w półtorej godziny. Ja za dużo rzeczy muszę odreagować. Ale najpierw kupię chusteczki higieniczne bo cały się zasmarkałem.

 

Dalej nikt mnie nie zapytał po prostu czy jestem szczęśliwy :(.

 

 

belmondek : :
lut 12 2004 historia milosci
Komentarze: 1

Historia, która wam opowiem zdarzyła się naprawdę, zdarzyła się kilka miesięcy temu. Jest to opowieść o kilku sekundach miłosnego uniesienia, chwili, która wibruje we mnie dotąd jak huragan i pustoszy mój umysł i serce.

            Jakiś czas temu przeczytałem, że wodniki są kochliwe i to strasznie. Często zakochują się one od pierwszego wejrzenia i niejednokrotnie nie są wstanie odróżnić miłości od przyjaźni. Więc nie jestem wodnikiem pomyślałem, ale jestem pomimo, że z dużą doskonałością odróżniam przyjaciółki od dziewczyn, w których się zakochuje, ponieważ nie zakochuje się nigdy, nigdy poza tym jednym jedynym razem, a wszystko przez te jej śliczne blond włosy i niesamowicie głębokie brązowe spojrzenie, doskonałe po prostu.

Pewnego listopadowego popołudnia jak zwykle wybrałem się do knajpki. Padający deszcz i szarówka wczesnego wieczoru nie zapowiadała żadnych ekscytujących przeżyć. W takich okolicznościach przyrody ludzie są zaspani, zmęczeni i jedyny wysiłek, na jaki mają ochotę to zanurzanie ust w kolejnym kuflu brązowego nektaru. Bezkresna i bezkompromisowo banalna codzienność.

Kiedy dotarłem, siadłem przy barze, chłopaki doskonale wiedzieli, butelkowe jasne pełne. Smak goryczki wypełnił mi usta, potem szybko przełyk i w dół niżej do żołądka, uwielbiam ten moment, pierwszy łyk. Po całym dniu pracy, wreszcie czuje się szczęśliwy. Z krótkiej zadumki wyrwał mnie głos przyjaciela:

- Dachu! Co tam? Niech cię uściskam!

Robi to codziennie, zresztą też to lubię, w końcu razem jeszcze kilka lat temu wypiekaliśmy babki z piasku i ze  szczerbatym uśmiechem rozgrywaliśmy kilkukilometrowe wyścigi kapsli.

- Nic Orzełku. Jak zwykle. Jakiś koncert dzisiaj. – skomentowałem widok rozkładającego się perkusisty.

- No jakiś covrband. – i poszedł.

Odprowadziłem go wzrokiem i osłupiałem. Jeszcze nigdy nie spotkałem na drodze swoich oczu, oczu tak przejrzyście brązowych, oczu tak wesołych, oczu wręcz uśmiechniętych, oczu, w których było widać wielki napis: „patrzę na ciebie”. Nie wiem, dlaczego, ale wtedy się wystraszyłem, wystraszyłem się jakby mnie coś poparzyło, jak by ktoś krzyknął „zostaw”. Pomyślałem to ona to z nią mógłbym spędzić całe życie, jeśli jakieś jeszcze jest przede mną, jeśli zaraz nie umrę na wskoczenie serca z klatki piersiowej, albo lepiej, jeśli nie ugotuje się w sosie własnym. Biała rozpacz.

Kapela w dalszym ciągu rozkładała instrumenty na mini scence, ja siedziałem i cicho, nawet nie szeptem, powtarzałem „nie myśl o niej, o wszystkim tylko nie o niej i nie odwracaj się”. To nie pomagało. Musiałem wyglądać jak głupek, co trzydzieści sekund sprawdzający czy ona tam jest jeszcze, jest czy dalej ma przy sobie te oczy. Po chwili kapela zaczęła grać. Nie wiem, co nie, wiem, kiedy nie wiem jak długo. Kawałek po kawałku stawałem się coraz mniejszy i mniejszy, dezorientacja. Co jakiś czas przewijały się koło mnie całe tabuny znajomych, a ja, ja nie potrafiłem przestać o niej myśleć. Skąd się wzięła, dlaczego nigdy się wcześniej nie spotkaliśmy, tyle pytań, które chyba tylko, dlatego, że nie miały szans na żadną odpowiedź stawały się retoryczne.

Wstałem zdecydowany podejść i wyrwać ją, z tego chaosu, z tego stada zatwardziałych działaczy opozycyjnej frakcji tak szczelnie ją otaczających. Nie musiałem. Z oddali dochodził głos wokalisty, krzyczał: „ludzie bawcie się to już ostatni kawałek, zapraszam wszystkich zakochanych i nie tylko, zgaście światło i jazda”. Światło zgasło w knajpie zapanował półmrok, nogi mi się ugięły i wtedy poczułem jej ciepło wtulone we mnie jak w kogoś, kogo nie chce się nigdy opuścić, poczułem jej zapach śliczny, przypominał mi mieszankę czerwonego pół-wytrawnego Bordeaux i owoców cytrusowych. Z głośnika dochodził nas niemrawy pogłos perfektowskiej „Ewki”. Pocałowała mnie nie ja ją, tylko ona mnie, po raz pierwszy pocałowała mnie dziewczyna, uwierzcie mi to niesamowite uczucie. Tańczyliśmy całując się jeszcze długo po zakończeniu piosenki. Przez ten cały czas tylko raz spróbowałem wydobyć z siebie głos. Pamiętam jak dziś powiedziałem: „chyba Cię kocham”. Przyłożyła mi palec do ust w taki sposób, w jaki ucisza się dzieci w kościele. Spojrzała wtedy z takim ciepłem, że mało się nie rozpłakałem ze wzruszenia. To było coś niesamowitego. Jedyne słowa, jakie od niej usłyszałem brzmiały pięknie: „ja chyba…”. Jej głos zadrżał i wybiegła z łzami w oczach. Stałem tam jak ryty. Nie pobiegłem za nią. Ni miałem prawa. Nigdy więcej jej już nie spotkałem. Teraz wiem, że kocham ją do dziś, teraz wiem, że mógłbym spędzić z nią całe życie, teraz wiem, że Klaudia, jest mężatką i że ma osiemnastomiesięczną córeczkę.

Życie pisze własne scenariusze miłości, miłości niespełnionych, tragicznych i nieszczęśliwych. Tylko czy jest to miłość niespełniona? Nie jest, bo miłość ma to do siebie, że nie spełnia się nigdy. A może jest to miłość nieszczęśliwa, tragiczna? Nie jest… Nie jest, bo do dziś sama myśl o niej unosi mnie półtora metra ponad chodnik.

Kocham ją i chce kochać do końca życia. :)

 

 

 

 

 

belmondek : :