otwartość
Komentarze: 8
Całkiem przed chwilą przeczytałem notkę na blogu kogoś szczególnego. Teraz wiem, że ta osoba przeczyta sobie to, co ja tu napisze i chyba się cale z tego nie cieszę. Moja natura jest jednak taka, że chęci zaspokojenia jakichkolwiek żądzy górują zawsze nad zdrowym rozsądkiem. Wyznaje, więc i pisze prosto w jej oczy, w jej nosek, w jej usta, i uszy i nie boje się, zresztą chyba nigdy się nie boje.
Otwartość. Zaufanie. Ekstrawertyzm. To u mnie nie jest prosta sprawa. Szczerość, hm ma całkiem inne znaczenie niż słownikowo oszacowane przez profesora Miodka. Czym więc jest, czy jest w ogóle? Czy człowiek tak twardy i zadufany w swoich wadach, może zmusić się do tego żeby lekką ręką bez obaw i sarkazmu w głosie mówić o sobie wszystko, czego nie wie? No właśnie nie może. Nawet ten blogu. Nawet tu nie jest wstanie anonimowo powiedzieć, jaki jest. Nigdy tego nie robi nawet przed ludźmi, których zna od lat, dlaczego więc miałby robić to przed wami wszystkimi? Pytanie zasadniczo proste, jaki on jest, wydaje się teraz pytaniem retorycznym. Czy tak jest w rzeczy samej? No właśnie tak jest. Nikomu nigdy nie udało się mnie poznać zadając pytania. Nikomu nigdy nie udało się mnie poznać patrząc na świat przez pryzmat słów. I wiecie, co nikomu się nie uda.
Jak więc tego dokonać? (No tak pytanie na miejscu biorąc pod uwagę, że mój geniusz poznania samego siebie pozwala na jakąkolwiek retorykę) Tylko jeden sposób patrz i myśl. Patrz i myśl. A wszystko, co do tej pory trudne i niezrozumiałe, stanie się tym, przed czym od wieków się bronie, stanie się banalne.
I nie dziw się, że Ci się nie zwierzam, i nie dziw się, że nie potrzebuje pomocy, i nie dziw się, że jestem skryty i zamknięty w sobie, i nie dziw się, jeśli nigdy nie będziesz mogła powiedzieć o mnie źle, dobrze, jakkolwiek, i Niedzic się, jeśli nic nigdy nie będę znaczył, oprócz niezaspokojonej ciekawości.
Dodaj komentarz